piątek, 31 stycznia 2014

Chiński Nowy Rok i Batavia


Aha, zapomniałem Ci powiedzieć. Ty nie masz jutro zajęć. Bo jest święto, zobacz! W kalendarzu na czerwono to powiedział do mnie z uśmiechem Wahiw i zabrał się za pałaszowanie ryżu z zielonymi liśćmi rośliny, której nazwy nie jestem w stanie zapamiętać. Szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej...może bym coś sobie wtedy zaplanowała na trzy dni odpowiedziałam cicho i się mocno zastanowiłam, co ja będę przez te najbliższe dni robić... Ale wiesz co... rzekł Wahiw, jakby czytał w moich myślach Mr Budi zabierze Cię pewnie na obchody Chińskiego Nowego Roku do Dżakarty.

I tak właśnie się stało:) dzisiaj przed 6 rano wyjechałam z Mr Budim do największej świątyni chińskiej w stolicy. Pora nieludzka, ale tylko dlatego, aby ominąć największe tłumy. I tak zanim taksówka przedarła się przez pozostałe auta, riksze czy motocykle to minęło półtorej godziny. Jak tylko z niej wysiadałam uderzył zapach tak intensywnych kadzideł, że oczy już po chwili zaczęły mi łzawić. Weszliśmy w tłum. 

 W takim dymie jeszcze nigdy nie byłam, takich obrzędów jeszcze nigdzie nie widziałam i tak egzotycznie jeszcze się nigdy nie czułam... Nowy Rok, czyli Święto Wiosny jest najważniejszym świętem w Chinach. Tak jak tam się je hucznie celebruje, tak i mniejszość chińska w Indonezji, stara się kultywować tradycję. Dopiero jeden z ostatnich prezydentów zezwolił na ich obchodzenie. Mieszkańcy mówią, że tylko ze względu na silne uzależnienie od Chin, a nie tolerancję religijną.
Nic, co prawda, z tego nie rozumiem, ale wygląda kolorowo i turystycznie atrakcyjnie...nie odbierzcie mnie źle... Ja się na tego typu duchowości nie znam, ale czułam się bardziej jak na pokazie fajerwerków niż w świątyni. Jednak przeżycie jak najbardziej wartościowe.

Ludzie przy wejściu zapalali kadzidła i później chodzili od ołtarzyka do ołtarzyka. Za każdym razem trzymali garść kadzideł na wysokości czoła i kiwali się. Potem brali żółte serwetki i od ołtarzyka nieśli do wielkich pieców. Naprawdę nie mam zielonego pojęcia nad znaczeniem poszczególnych czynności, nie wiem nawet czy je dobrze nazywam, ale opisuje jedynie to, co widziałam.




Wejście do świątyni

Kadzidła, niektóre wielkości pochodni!

Świece, które mają ponad 1.8 m.

Przed jednym z ołtarzyków

Świeca średniej wielkości, tak mojego wzrostu..

Ołtarzyk z darami

Jedna z naw

Kolejna nawa

Żółte serwetki spala się w piecu na szczęście

Po kilku godzinach spędzonych w świątyni, cała okopcona i odymiona pojechałam taksówką do starego centrum miasta. Jest to wielki plac przy, którym mieści się muzeum. Kiedyś była to siedziba holenderskich osadników, nawet przez pewien czas sąd i areszt. Budynek, w moim odczuciu zaniedbany, jak się później okazało, jedna z wielu marnowanych perełek architektonicznych. My mamy zdecydowanie inny pogląd na zabytki...u nich to starocie, kojarzące się z kolonialistami.Mi serce się łamało jak widziałam takie piękne secesyjne kamienice, które można byłoby pożytecznie zagospodarować, niszczejące i służące, co niektórym, za wysypisko śmieci. Jeśli chodzi o śmieci...taka krótka uwaga: w życiu nie sądziłam, że można tak śmiecić, tak nie dbać o otoczenie, zamiast do kosza to do rzeki, zamiast do kontenera to pod bramę... Uwierzcie mi, ale aż zaczęłam ich pytać wprost czy im syf nie przeszkadza...co usłyszałam: złe nawyki. Tyle! Żadnej refleksji, żadnego zawstydzenia. Jest im to obojętne. Pomyślałam sobie, jak chcecie tak macie! Chcecie brudu, to go dalej z takim pietyzmem pielęgnujcie...


Pan taksówkarz

Jeszcze jeżdżą

Wspomniane muzeum

Inne kamienice, w tle ta najpiękniejsza

 Oczywiście do tych kamienic można bez problemu wejść... Niesamowite uczucie, jakby człowiek przeniósł się w czasie. Jest mi łatwo, bo ja mam bujną wyobraźnie:) już widziałam kasyno, bale, dźwięk obcasów, suknie ciągnące się po ziemi i portiera przy wejściu... Pytam dlaczego nikt z tym nic nie zrobi? W centrum miasta, mnóstwo turystów i niskie koszty utrzymania....


Jedna z tych opuszczonych kamienic
Sala na parterze

Na górze



Zmarnowany potencjał

Widok z tejże kamienicy

Poniżej zdjęcia z kamienicy, którą ktoś pomysłowo przerobił na kawiarnię/restaurację w stylu lat 30. Najpiękniejsza restauracja w jakiej kiedykolwiek byłam! Wszędzie kadry z kultowych hollywoodzkich produkcji: tajemnicza Greta Garbo, blond Joan Harlow czy nasza Pola, a w tle swinguje niezastąpiony Frank Sinatra... Cudo! Każdy detal, każda drobnostka dopracowana. Czułam się tam wyjątkowo i na pewno za nim wyjadę, odwiedzę to miejsce.


Sala restauracyjna


Ściana rozmaitości


Nawet toaleta jak garderoba!


Barek:)

Kącik kawowy



Poniosło mnie...ale czerwony dywan kusi:)

Dzisiejszy dzień obfitował w różne jeszcze wydarzenia, ale nie chciałabym wrzucać ich do jednego worka:) każde chciałabym jakoś wyróżnić, poświęcić więcej uwagi i najzwyczajniej w świecie jakoś się nimi pocieszyć...ale o tym następnym razem!



poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ostatni dzień w szkole publicznej

Budzik zadzwonił chwilę po 5... Pomyślałam "Boże, jeszcze chwilę..." Poranne wstawanie to nie dla mnie, zawsze mi się wydaję, że przecież dopiero co się położyłam, a tu już trzeba wstać.
Uświadomiłam sobie jednak, ze dzisiaj ostatni dzień zajęć w szkole publicznej. Nawet jeśli zjeść mogę w pozycji pół-śpiącej, nawet jeśli zęby myję drzemiąc, to konieczność brania każdego dnia (!) zimnego prysznica, umarłego postawiłoby na nogi...tak jest i ze mną. Przez jakiś czas nosiłam się z zamiarem niemycia, na znak protestu, że mam tylko zimną wodę. Ale po 5 godzinach od powziętej decyzji, zmieniłam zdanie, gdyż przypominałam lep na muchy...

Chwilę po siódmej przyjechał kierowca ze szkoły, a o 7.30 stanęłam przed kolejną męską klasą w tej żeńskiej szkole;) chyba już się przyzwyczaiłam do hałasu, bo wcale mi nie przeszkadzał. Rutynowo poprowadziłam zajęcia, chociaż nie powiem, żeby nie było w tym, czegoś pańszczyźnianego... Jak człowiek czuje, że nie jest słuchany, tylko oglądany i obgadywany, to spada motywacja, staje się chyba rzemieślnikiem. Powiedzieć swoje i do widzenia. Tak się czuję w tej szkole. 

Może to być efektem bardzo słabej znajomości angielskiego przez tych uczniów, ale ja osobiście nie upatrywałabym w tym głównej przyczyny. Tu panują takie zwyczaje: jest gwarno, krzykliwie, nie trzyma się dystansu, również fizycznego, ale mimo wszystko całość odbiera się pozytywnie. Ludźmi są wyjątkowo uroczymi, ale uczniami wybitnie słabymi.. Chociaż zdarzają się chlubne wyjątki.




Z nauczycielką od urządzeń audio/video




Zupełnym jej przeciwieństwem jest IEC. Tam doznaję autentycznego zainteresowania tym, skąd jestem i czym się zajmuje. Podczas wczorajszych popołudniowych zajęć, młodzież ze mną dyskutowała, zadawała mnóstwo pytań i entuzjastycznie odebrała nasz kraj. W takich warunkach nie czuć upływy czasu, człowiek ma wrażenie, ze jeszcze tyle jest do powiedzenia. To nic innego jak tylko poczucie sensu tego, co się robi... 

Na pierwszym planie profesjonalny fotomodel:)

Niesamowicie błyskotliwa uczennica o urzekającym śmiechu:)

Ostatni dzień w szkole przebiegł dość spokojnie, ale tylko dlatego, że w swoim umyślę zredefiniowałam pojęcie "spokój":) z racji tego, że wszyscy nauczyciele wiedzieli, że jestem tam po raz ostatni, robiono sobie ze mną zdjęcia i zorganizowano nawet w pokoju nauczycielskim, coś na wzór konferencji... zadawano mi pytania, a ja z mikrofonem w ręku, odpowiadałam. Sądziłam, że mój stan cywilny może interesować tylko chłopców w okresie dojrzewania, ale nie! Nauczycieli i nauczycielki jak najbardziej też:) Były pytania o rodzeństwo, wzrost, czy mój nos jest naturalny(!), pytano studia i kryzys ekonomiczny w Europie... Mnogość i różnorodność pytań bardzo mnie zaskoczyła..

Jedna z nauczycielek, będąca w zaawansowanej ciąży z chłopcem, poprosiła mnie, abym pogłaskała jej brzuch..:) panuje tutaj taki zwyczaj, że kobieta przy nadziei, prosi osoby z rodziny lub spoza, aby pogłaskały dziecko. Zgodnie z ich wierzeniami, dziecko będzie miało tę cechę, którą ceni sobie matka dziecka w danej osobie. Naprawdę nie wiem, co szczególnego we mnie zobaczyła, ale wiem jedno: to ona zapytała mnie, czy mój nos jest naturalny:D



Z panem od WF-u


Pani od urządzeń i Pan od instalacji elektrycznych
Muszę z przyznać, że odetchnęłam z ulgą...cieszę się, że teraz będę miała zajęcia tylko w ICE, bo są popołudniami i jest mi łatwiej pracować z większą ilością grup, kiedy grupa nie liczy więcej niż 10 osób. Poza tym zawsze podczas popołudniowej przerwy jem obiad gdzieś na mieście z nauczycielami, a jest to niesamowita okazja do interesujących rozmów, poznawania ich kultury, religii. Dowiedziałam się, ze nurtują ich te same pytania, borykają się z tymi samymi problemami i mierzą się z licznymi wątpliwościami. Nie chcę w tym miejscu popadać w zachwyt nad tym, co tu widzę, ale każdego dnia jest mi łatwiej ich zrozumieć. 

Daleka jestem też od stanowiska, że "Bóg jest jeden, a każda religia dobra', bo nikt mnie nie przekona, ze islam nie prowadzi do pewnego radykalizmu. Jednak tak jak mocno jestem przekonana o jego silnym wpływie na postrzeganie innych ludzie, niemuzułmanów, tak wiem, że każdy człowiek ma w sobie pewien trzon, pewien zalążek dobroci, który w każdą stronę może zostać wykrzywiony. Rodzimy się wszyscy tacy sami, ale od tego gdzie dorośniemy, co nam zostanie wpojone, zależy to kim będziemy...
Obserwowanie kultury tego kraju jest dla mnie źródłem wielu radości, ale też głębszych refleksji nad tym, co zostawiłam w Europie, zastanowieniem nad tym, w którą stronę zmierza nasze społeczeństwo. 
Tutaj tradycja znaczy wiele, u nas coraz mniej...

niedziela, 26 stycznia 2014

Klasa żeńska

Chyba nie znam języka angielskiego. Niestety... bo jak inaczej wytłumaczyć sytuację, że usłyszałam, że nie będę miała w piątek klasy chłopców, tylko klasę żeńską, a okazuje się, że mam ponownie klasę męską, a w szkole jest tylko, w różnych klasach, 5 dziewczyn?! Bo chyba nie można wyjaśnić tego małą znajomością jeżyka angielskiego przez niektórych nauczycieli, chyba nie można indyjskim akcentem i chyba nie można szeroko pojętą i wszechobecną improwizacją.... to wszystko moja wina:)

Stało się inaczej. Ponownie prowadziłam zajęcia z chłopakami. I bez skrępowania mówię, że poziom angielskiego był żenująco niski. Jednak przygotowano dla mnie niespodziankę:) i dobrze, bo chyba czuli, że mogę być nie w humorze.




Niespodzianką miał być sfilmowany wywiad ze mną przeprowadzony przez uczniów i oprowadzanie po warsztacie. Chyba każdy się zgodzi, że druga część niespodzianki atrakcyjniejsza;) zwłaszcza dla dziewczyn!

Po kilkunastu minutach  rozmowy dotyczącej celu mojego przyjazdu do Indonezji, tego czym zajmuję się, wywiązała się pomiędzy mną a uczniami naprawdę wartościowa dyskusja na temat edukacji, tego czym zajmuje się psycholog. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam tłumaczyć, tym młodym ludziom, czym jest zaburzenie obsesyjno-kompulsywne  i jak najlepiej wykorzystać techniki behawioralne w wychowaniu dzieci:) poniosło mnie, ale w porównaniu do polskiej polityki, wyżej wymienione tematy zainteresowały ich dużo bardziej:) bo psycholog w Indonezji to nie jest coś tak popularnego jak u nas, w Europie, czy w Stanach. Tutaj jest to naprawdę egzotyczne zajęcie. 


Ekipa od wywiadu
 Po czynnościach iście gwiazdorskich poproszono mnie o złożenie wizyty w warsztatach:) czułam się jak analfabeta w Bibliotece Narodowej... Kiwałam głową, wzdychałam z zachwytu i marszczyłam czoło udając skupienie i zrozumienie, tego co do mnie mówiono i mi pokazywano. Zapachniało mi wielką polityką!:D






Wizyta w warsztatach bardzo mnie ubogaciła:) dowiedziałam się czym jest akumulator, rozrusznik, amperomierz, turbina Tesli (!). Dowiedziałam się, że samochód potrzebuje paliwa, a głośnik prądu... Ubaw mieli uczniowie, ubaw miałam i ja...tylko dyrektor (w kostiumie smerfa) był bardzo zaniepokojony stanem mojej wiedzy. Ale bardzo chętnie się ze mną fotografował:)

Weekend spędziłam bardzo zwyczajnie: kino ( moim zdaniem, zupełnie inna jakość dźwięku, ) i jedzenie, bo powoli odkrywam miejsca, gdzie dania nie wypalają przewodu pokarmowego.





Ponadto, dzisiaj z Mr Budim, po kościele pojechaliśmy zobaczyć największy meczet w Bekasi i jeden z największych w Jawie Zachodniej. Robi naprawdę ogromne wrażenie i po zmroku wygląda przepięknie.




A tak już na koniec zupełnie:) to mój pierwszy, własny kask! Dostałam go do Mr Budiego, ale nie sądzę, żeby ten prezent był efektem moich narzekań, że zawsze dostaje brudniejszy kask...

czwartek, 23 stycznia 2014

W szkole publicznej


Przez następnych kilka dni mam prowadzić zajęcia o Polsce w jednej z największych szkół średnich w Bekasi. Uczęszcza do niej ponad 1400 uczniów.

Wejście na teren szkoły

Sam fakt, że jedzie się tam przez całe miasto może wykończyć, a już prowadzenie zajęć dla nastoletnich klas męskich, może przerosnąć niejednego:) zaprowadzono mnie do pokoju nauczycielskiego, przedstawiono kilku nauczycielom, jedna z nich była przesympatyczna i żywo zainteresowana studiowaniem anglojęzycznego przewodnika po Polsce, prawdopodobnie dlatego, że była anglistką. Po krótkiej pogawędce..."Good luck, miss!"

Pokój nauczycielski

Przyznam uczciwie, że to nie były najłatwiejsze zajęcia, i słusznie życzono mi powodzenia:) czułam się jak egzotyczne zwierzę w zoo...chłopcy przekrzykiwali się, z ukrycia robili mi zdjęcia, niby wzajemnie się uciszali, ale wiadomo jak to jest, kiedy każdy zaczyna krzyczeć, aby była cisza..;) jeden wielki hałas!

Nie bez znaczenie jest fakt, że dzisiaj miałam klasy zawodowe. Ich poziom języka angielskiego jest naprawdę bardzo niski, tak niski, że nie potrafili poprawnie sformułować pełnego zdania... a na moje pytanie, czy są czymś zainteresowani, z tego co powiedziałam lub z tego co zobaczyli na pocztówkach, słyszałam tylko: "jor fejsbuk, jor tłiter, jor telefon namber". Nie chcę uogólniać, nie wszyscy uczniowie tacy byli. Jednak na palcach jednej ręki mogę wskazać tych spokojniejszych i delikatniejszych w obyciu.

Warunki w klasach lekcyjnych nie są najprzyjemniejsze, gdyż jest bardzo duszno i tłoczno. Muszę jednak powiedzieć, że oczarowana byłam ich mundurkami szkolnymi. Jednak pomysł uniformizacji w szkole, to naprawdę dobra idea. Młodzież wygląda poważnie, nikt niczym się nie wyróżnia i przede wszystkim pokazuje to należą postawę względem szkoły, samego kształcenia i wychowania.

Przyszli elektrycy

Pomimo ogólnego zmęczenia i trudności, muszę powiedzieć, że było całkiem dobrze. Starałam się ich zainteresować faktami związanymi z naszym krajem i przekazać choćby informację na temat Warszawy czy waluty. Z nadzieją, że chociaż cokolwiek im w głowach zostanie, postaram się wstać jutro i w następne dni. Jutro mają być same dziewczynki, bo piątek jest dniem modlitw i wszyscy chłopcy będą w meczecie.




A teraz zdjęcia z "Miss Oktawia":)


Jak powiem, że się przepychali, żeby stanąć koło mnie, to mi nikt nie uwierzy:)


Powyżej jedna z najspokojniejszych klas.


Poniżej parking uczniowski i boisko:)


A to jest dzwonek, jest też pan dzwonnik, który się tym zajmuje.On zrobił to zdjęcie:)


Po dzisiejszych zajęciach miałam spotkanie z dyrektorem szkoły i nauczycielami .Trochę mało uśmiechnięty i bucowaty ten dyrektor, ale może to tylko pierwsze wrażenie. 






Na koniec taki spożycwczy akcent:) moje pierwsze danie ze składników indonezyjskich:) makaron ryżowy z kurczakiem, papryką i marchewką:D